Dzisiaj mija 50 dni do naszego ślubu i nachodzą mnie pewne refleksje związane z cała masą przygotowań, które tak na dobrą sprawę jeszcze trwają...
Jak ten czas szybko zleciał. Gdy zamawialismy sale w styczniu 09, wydawało mi się że data 31 lipca jest tak strasznie odległa, że minie wieczność, zanim zaczną sie jakiekolwiek przygotowania, a teraz patrząc z perspektywy czasu, ten okres zleciał tak szybko...
I musze się szczerze przyznać, ze pierwsze małe oznaki stresu, a może na razie stresiku już mnie nawiedzają, kłuciem w dołku i delikatnym brakiem powietrza, jak myśle o niektórych sprawach, ale zaraz powtarzam sobie w myslach, że wszystko bedzie ok, że to dla nas jest ten dzień...
ps. a tak w ogóle to już nie moge sie doczekac ;)
ps. a tak w ogóle to już nie moge sie doczekac ;)
aż sobie przypomniałam moje szaleńcze przygotowania do ślubu, ostatnie 2 miesiące najszybciej zleciały i gonitwa była niesamowia, ale teraz, z perspektywy 2 lat po ślubie, chętnie bym jeszcze raz się pobawiła w przygotowania!
OdpowiedzUsuń